Eberhard Mock powraca. Powraca i to w jakim stylu! Marek Krajewski, czyniąc zadość oczekiwaniom czytelników, ponownie materializuje w scenerii przedwojennego Wrocławia jednego z najlepszych i najciekawszych śledczych polskiej literatury kryminalnej.
Mamy więc Wrocław roku 1913. W Hali Stulecia, której budowa właśnie się kończy, dochodzi do makabrycznego odkrycia. Czterech gimnazjalistów zostało okrutnie zamordowanych, a nad ich ciałami ktoś powiesił trupa mężczyzny z przymocowanymi skrzydłami. Zbrodnia rytualna? Zbiorowe samobójstwo? Tropów i hipotez jest całe mnóstwo. Sprawa otrzymuje najwyższy priorytet, nie tylko dlatego, że zbrodnia ta ma iście barbarzyński wymiar, lecz także dlatego, że wkrótce na uroczystość oficjalnego otwarcia Hali ma przybyć członek rodziny cesarskiej. Należy zatem wyeliminować wszelkie zagrożenia i sprawę szybko wyjaśnić. A we Wrocławiu trudno szukać lepszego i bardziej skutecznego śledczego niż zdesperowany i gotowy do każdego poświęcenia młody wachmistrz kryminalny Mock.