
Georg, główny bohater, został powołany w 1940 roku do obrony swojego kraju. Jako młody chłopak, który ledwo wszedł w dorosłe życie, tuż po ślubie, nie zdawał sobie sprawy, że powołanie zmieni jego życie nieodwracalnie. Na początku, w transporcie do miejsca zbiórki, przejawiał dość naiwne podejście do tego, że wszystko jakoś się ułoży. Nie miał doświadczenia, ale im bardziej marzł w śniegu, im mocniej odczuwał przenikliwe zimno, głód i strach – tym mocniej się to na nim odbijało.
Gdy Gregor trafił do obozu, nie podejrzewał, że wszystko obróci się tak tragicznie ku jego nieszczęściu. Żył spokojnie w czasach, kiedy ludzie czerpali z życia garściami i tęsknił za tym niesamowicie, szczególnie że wciąż rozpamiętywał pozostawioną w domu, świeżo upieczoną żonę. Pośród kilkudziesięciu stopni mrozu, gdy powstawały odmrożenia, a głód przysłaniał zdrowy rozsądek poznał siłę przyjaźni i braterstwa, o których nie miał do tej pory pojęcia. Ludzie w trudnych chwilach nie zawsze stają się egoistami – czasami potrafią wykonać w naszą stronę jeden ruch, który porusza twarde serce.
Marie Bennett fantastycznie przedstawiła losy człowieka, który przeszedł przez piekło i zahartował się nie tyle będąc fizycznie na wojnie, co mając jej obraz w psychice, która ukształtowała jego osobowość. Bo tak naprawdę chłopak nie dotarł na front, a uzyskał wielką lekcję życia wyłącznie w grupie powołanych żołnierzy. Autorka na przykładzie Georga i jego przyjaciół pokazała, że wojna jest wszędzie dokładnie taka sama – może zmieniać się wróg, ale nigdy nie zmienią się czyny, które nieodwracalnie zmieniają człowieka. Ona żyje w nas i to nasze uosobienie kształtuje jej charakter. Więc gdy do głosu dochodzą niewłaściwie osoby – świat i ludzie giną przykryci desperacką walką potworów.