To prawdziwa opowieść o miłości i stracie. Dzień 25 marca 2008 roku to najszczęśliwszy i najtragiczniejszy dzień w życiu autora i jednocześnie bohatera tej książki. Liz i Mat poznali się 1996 roku. Byli parą w czasie studiów, przetrwali, choć uczyli się w różnych miejscach. Jakiś czas po ukończeniu nauki zamieszkali wspólnie w Los Angeles. Ona pracowała, zdobywała doświadczenie, awansowała. Była zdyscyplinowana, inteligentna, kreatywna…
On był trochę obibokiem i leniem (sam tak o sobie mówi). Ślub był tylko kwestią czasu. Odbył się w 2005 roku w Minneapolis. Nowa praca obojga, nowy dom, nowe plany…i ciąża Liz, która nie przebiegała bezproblemowo. Najważniejsze było jednak życie i zdrowie nienarodzonej jeszcze córeczki. Madeline przyszła na świat przez cesarskie cięcie jako wcześniak, w trzydziestym trzecim tygodniu ciąży. Była malutka więc trafiła do inkubatora. Następnego dnia wydarzyła się tragedia trudna do opisania… Ojciec i córka zostali sami. Ona – zbyt mała by cokolwiek rozumieć. On – zbolały, przerażony, z całą masą spraw do załatwienia, rzucony na głęboką wodę związaną z opieką i wychowaniem córeczki. Podejmuje jednak decyzję, by być dla niej najlepszym ojcem. A jak będzie w rzeczywistości?