
Ani Paul, ani Jill nie przypuszczali, że zaraz po ślubie ich życie zmieni się diametralnie. Wszystko zaczęło się od zwykłej infekcji wirusowej. Od tego czasu stan Paula coraz bardziej się pogarszał. Tak naprawdę nikt nie wiedział, co było przyczyną jego złego samopoczucia, ale Jill robiła wszystko by uzyskać odpowiednią pomoc dla męża. Lekarze rozkładali ręce, a przepisane leki, choć przynosiły chwilową ulgę w cierpieniu, tak naprawdę nie mogły mu pomóc. Mężczyzna zmagał się z zapaleniem mózgowo-rdzeniowym i zespołem ustawicznego zmęczenia. To choroba, na którą nie wynaleziono jeszcze lekarstwa i tak naprawdę nie wiadomo jaka jest jej przyczyna i skąd się bierze. Jedno jest pewne, że osoba nią dotknięta, musi zmagać się z ogromnym bólem i coraz to nowymi objawami, które powoli wyniszczają organizm. Mogę się tylko domyślać, jak wielki koszmar przeżywał Paul i tym samym przez co musiała przechodzić Jill. Przez osiem lat trwania małżeństwa przez cały czas była przy mężu, wspierała go i wielokrotnie ratowała go przed samobójstwem. Jednak pewnego dnia, pod nieobecność żony, zażył śmiertelną dawkę leków. Po powrocie Jill powiedział jej, że „tym razem wziął dosyć” i poprosił by nie wzywała pomocy. Kobieta, choć trawiona rozpaczą i ogromnym bólem, pozwoliła mu odejść. Wkrótce jednak na własnej skórze przekonała się o surowości prawa. Została oskarżona o zabójstwo męża i wielokrotnie przesłuchiwana, stanęła przed perspektywą spędzenia nawet 15 lat w więzieniu. Ruszył proces który śledziły media całego kraju. Jill musiała stoczyć niezwykle ciężką walkę o swoją wolność i prawa, udowadniając swoją niewinność.