
05 maja 2004 rok. Data jak wiele innych w naszym kalendarzu. Nic niezwykłego, dzień, jak co dzień. Niestety nie dla Magdy i Aleksandra, którzy dowiadują się, że ich 2-letnia Oleńka jest chora na raka. Diagnoza zwala z nóg rodziców, a jednocześnie wzywa do walki o życie córeczki. Drugą bohaterką powieści jest nastoletnia Karolina, która mieszka z mamą, bo tata kilkanaście lat wcześniej opuścił je i wyjechał do Australii. Nieoczekiwanie dziewczynka dowiaduje się, że jej organizm zaatakował rak. Obie dziewczynki zaprzyjaźnią się i wspierają się w walce z chorobą. Książka Pani Sochy, to powieść o bólu, cierpieniu małych pacjentów w chorobie, cierpieniu rodziców, którzy czują, że tracą swoje potomstwo, o dojrzałości chorych dzieci, które często są cierpliwe i pogodne mimo tragedii jaką przeżywają. Ile w tych dzieciach jest pokory i radości! To powieść o tym, żeby nie planować sobie, gdzie pojedziemy za dwa lata na wakacje, bo tak naprawdę możemy do nich nie dożyć, a często jest też tak, że nagła zmiana planów doprowadza nas do frustracji i kłótni w domu. Lepiej rozejrzeć się tu i teraz, wokół siebie, czy ktoś nie potrzebuje naszej pomocy. Nie takiej z rozgłosem i hukiem, ale takiej cichutkiej, skromnej. To również powieść o miłości między rodzeństwem, silnych rodzicach, mamach strażniczkach, które zmieniają w momencie swoje priorytety w życiu. Zaciskają zęby, żeby tylko nie płakać przy chorych dzieciach „ bo płacząca mama boli bardziej niż dożylne wkłucie”. To książka o tym, że marzenia się spełniają, nie tylko te napisane na karteczce i puszczone w kierunku nieba, przyczepione do nitki i nadmuchanego czerwonego balonika, ale również o tym, że codziennie ktoś umiera i w sumie nie wiemy dlaczego ON, choć jego marzeniem jest żyć… To powieść wspaniała, mądra, z silnym przekazem, pouczająca, wywołująca masę uczuć w środku, aż do bólu prawdziwa. Potrzebna nam, abyśmy często przypominali sobie, o tym, że to co mamy w życiu jest wspaniałe, a nie narzekali i dąsali się na wszystko.