
W piątek, 4 kwietnia w naszej bibliotece odbyło się niekonwencjonalne spotkanie autorskie ze zdecydowanie niekonwencjonalnym człowiekiem, poetą, autorem książki AkteRosa – Ziomem Ziomkowskim. Tego wieczoru został odsłonięty rąbek książki, ukraszony żywą muzyką w wykonaniu Elli Kuczyńskiej (vocal) i Marcina Nowaka (gitara). Wspomógł ich sam autor, grając na swych ulubionych kongach. Niezwykle nastrojowe, sentymentalne, refleksyjne pieśni, świeże wykonanie, aksamitna barwa głosu – jak to określił sam autor – malującej śpiewem pani Elli, delikatnie i nienachalnie wprowadziły w wiosenny nastrój.
Zaśpiewane tego wieczoru utwory zostały napisane kiedyś przez Zioma. Uzbierało się ich ponad 100. Śpiewali je m.in. Kasia Wilk, Daniel Moszczyński i tajemnicza Edyta eR. Pisanie tekstów utworów było dla niego fascynującą przygodą. To w jego odczuciu odkrywanie słów ukrytych w nutach, myśli zanurzonych w dźwiękach.
Marian Ziomkowski kilkakrotnie podczas spotkań Nowotomyskiego Piętra Wyrazów Artystycznych czytał swoją poezję. W piątkowy wieczór po raz pierwszy publiczność miała okazję poznać go, nie jako twórcę tekstów piosenek, nie jako poetę, lecz jako autora prozy. Z całą pewnością należy stwierdzić, że to poznanie było niezmiernie udane i owocne. Świadczy o tym zasłuchanie uczestników spotkania, a także ilość zakupionych po spotkaniu książek.
Dla kogo jest AkteRosa? Sam autor odpowiada, że dla tych którzy cenią sobie komfort czasu, którzy znają jego wartość już z innej strony. Którzy mają czas: – na swoje życie, na obecność Tu i Teraz. Bo tak naprawdę Akt jest chwilą dla siebie. Spotyka się w nim z czytelnikiem twarzą w twarz, bez świadków, by porozmawiać szczerze… i ta rozmowa, naprzemiennie, staje się dniem i nocą.
Ziom jest idealnym słuchaczem. Nic zatem dziwnego, że Akt powstał ze słuchania, ze słyszenia tego, co wokół. Z zasłyszenia o czym ludzie rozmawiają, co ich dziś: interesuje, intryguje, irytuje, martwi, boli, niepokoi, a co cieszy, uszczęśliwia, wreszcie, co zabija.: Opowieści pochodzą z różnych źródeł; wszystkie są autentyczne i wszystkie mnie poruszyły. Dlatego przypuszczam, że wiele osób znajdzie tu coś dla siebie, a może i cząstkę siebie. I właśnie chciałbym by każdy czytelnik zabierał sobie swoją cząstkę, to swoje coś, co znalazł, co mu się przyda. Tak zawsze czytałem i czytam książki – z nastawieniem na skubnięcie ziarenka.
Książka jest swoistym filmem z tym, że każdy obraz jest osobnym, autonomicznym kadrem; choć budującym całość. Intrygujące jest to, że można ją czytać dowolnie, gdzie popadnie, na chybił – trafił.
Czytając recenzję Sergiusza Sterna – Wachowiaka trudno nie zgodzić się z jego słowami, że: Akt eRosa jest przeżyciem niezwykłym, książką do użytku wielokrotnego. I jakby autor zajrzał do wnętrz swych czytelników – tak wielu dostrzeże tu coś własnego. Jeśli masz wysokie oczekiwania, cenisz dystans do świata, do siebie, pytasz… znalazłeś lustro do przemyśleń. (…)
Podczas spotkania nie mogło obyć się bez pytań, nie tylko na temat samego pisania i tworzenia. Padło również to, które pewnie wielu chodzi po głowie, a dotyczy całorocznego umiłowania noszenia sandałów przez autora, na co on sam żartobliwie odpowiedział: Nie wiem, czy poród był główkowy, może zaczynam się od głowy?, ale zwykle wcześniej marznie mi czupryna. Zdradzę sekret… Kiedy ktoś jest smutasem, nudziarzem, nie ma nic do powiedzenia, a tak cholernie chce zwrócić na siebie uwagę – irokeza nie postawi, bo nie zdążył na czas, a teraz przepadło; kolczyk w wardze czy kulka w języku kojarzą się z krwią – co robi? Zdejmuje skarpetki, chodzi boso cały rok, męczy się okrutnie, marznie… z nadzieją, że w środku zimy ktoś zada mu to upragnione pytanie: Stary, a tobie nie jest zimno w stopy?.
Spotkanie upłynęło w stonowanym, ciepłym nastroju przy czytanych w mistrzowski sposób fragmentach książki przez panią Ellę oraz degustacji wina Fitou, które autor przywiózł pięć lat temu z regionu Langwedocja-Roussillon. Tyle lat czekało na tę wyjątkową okazję.
A co o samym autorze? Marzył by zostać strażakiem, żużlowcem, marynarzem, perkusistą i poetą. Udało mu się połączyć te wszystkie zainteresowania i profesje w jedno. Dlatego został zootechnikiem. Jednak nigdy nie zrezygnował z realizacji poszczególnych pasji, dlatego ma: wyrok za podpalenie, kartę motorowerową, kartę pływacką i akwarium, drewniane bębenki i coś do pisania.